Po co nam związki? I co zrobić, by poczuć się w nich szczęśliwiej?

Temat ten jest ważny, bo dotyczy pewnie większości z nas i wydaje się trudny i łatwy zarazem. Na pytanie: Po co nam związki? -jest właściwie dość prosta odpowiedź. Żeby łatwiej zaspokajać swoje potrzeby.

Żaden człowiek nie jest samowystarczalny i potrzebuje innych osób, innych stworzeń do życia.

Przychodzimy na świat jako bezbronne niemowlęta potrzebujące opieki, potrzebujące kogoś, kto zaspokoi wszystkie nasze potrzeby: zadba o jedzenie, o to, żeby było nam wygodnie, ciepło.

Z czasem, dorastamy i zaczynami przejmować tą odpowiedzialność za siebie. Na pewno widziałaś/widziałeś jak cieszy się dziecko, jak może samodzielnie zjeść lub samodzielnie przemieścić się i nie potrzebuje do tego innych osób. Jaka to radość, że coś zależy ode mnie, że mogę o sobie zdecydować. To jest doświadczenie własnej MOCY. Dzieci naturalnie prą do samodzielności, bo jako ludzie lubimy mieć wpływ na siebie i swoje życie. Ta moc daje im większe możliwości do tego, żeby zadbać o siebie. Nie inaczej dzieje się w dorosłości. Lubimy swoją niezależność, chcemy mieć wpływ, żeby zaspokoić swoje potrzeby i dobrze się dzięki temu czuć.

Jednak nie wszystkie potrzeby jesteśmy w stanie zaspokoić samodzielnie, więc potrzebujemy do tego pomocy innych osób. Najlepszą i najprostszą strategią, która nam w tym pomaga są właśnie związki.

Oczywiście związki są różne: romantyczne, przyjacielskie, rodzinne, rodzicielskie. Niemniej jednak w każdy z nich wchodzimy z nadzieją, że druga osoba mając z nami więź, nie odmówi nam zaspokojenia naszych potrzeb. Oczywiście my również bierzemy na siebie to zobowiązanie. Więź powstaje z wielu wymian pomiędzy osobami, czy istotami (bo mam tu na myśli również zwierzęta). Jeśli dajemy i bierzemy w jakiejś relacji, to zazwyczaj, po jakimś czasie, stworzymy z tą osobą taka „karmiącą” więź.

A jak już mamy więź i doświadczenie wielu wymian z drugą osobą, to będziemy oczekiwać, że jak tego kogoś o coś poprosimy, to on nam TO da. I właściwie nie zależy to od tego, kto to jest: parter, przyjaciel, rodzic, dziecko czy zwierzak. Potrzebujemy, więc zwracamy się do tego drugiego i oczekujemy pozytywnej odpowiedzi.

I tu pojawia się pierwsze pytanie? Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy zapytać, czy osoba, którą o coś prosisz, spełnia twoja prośbę z radością? Czy sprawi jej przyjemność to, że wypełni twoja prośbę?

Może zdziwiło cię moje pytanie? Nigdy o tym, w taki sposób, nie myślałaś/myślałeś?

Czy prosząc innych o coś, nie oczekujemy, że nam dadzą i nawet nie zastanawiamy się, czy sprawi im to radość?

Przecież „dawanie” powinno cieszyć, inaczej nie jest dawaniem tylko poświęcaniem się, rezygnowaniem z siebie.

Pewnie jednak wszyscy mamy doświadczenie, że nie każde spełnienie czyjeś prośby rzeczywiście jest dla nas przyjemne. Ale dlaczego tak się dzieje?

Czasem robimy coś wbrew swojej woli, lub nie mając na to w tym momencie ochoty. Czy jesteśmy w tym momencie świadomi, co jednak sprawia, że to mimo wszystko robimy?

A ty kiedy ostatnio zrobiłaś/zrobiłeś coś dla kogoś, gdy cię o to poprosił, zrobiłaś/zrobiłeś to z radością? I czy sprawdziłaś/sprawdziłeś, czy masz ochotę na ofiarowanie drugiej osobie, tego, czego od ciebie chciała?

Czy w ogóle zadajesz sobie takie pytanie, zanim się zgodzisz?

Proponuję zatrzymaj się w tym momencie, weź kartkę, coś do pisania i zapisz swoją odpowiedź lub nagraj ją na dyktafonie. Może to być bardzo ważna refleksja na dzisiaj dla ciebie.

Powtórzę to pytanie: Czy sprawiło ci radość kiedy ostatnio zrobiłaś/zrobiłeś coś dla kogoś, gdy cię o to poprosił?

Czy spytałaś/spytałeś siebie czy masz ochotę, właśnie teraz, na zrobienie tego czegoś, dla tej osoby zanim wyraziłaś/wyraziłeś zgodę?

Co spowodowało, że się zgodziłaś/zgodziłeś?

Kolejne ważna pytanie: czy chcesz, żeby inni zaspokajali twoje potrzeby, ciesząc się tą możliwości ofiarowania ci tego, co potrzebujesz, czy też nie ma to dla ciebie znaczenia, bo najważniejszy jest efekt?

Żyjąc z kimś pod jednym dachem często oczekujemy zaspokajania naszych potrzeb przez partnera, nie prosząc go o to wcale. Po prostu, wymiana między partnerami wynika z przyzwyczajenia, podziału obowiązków czy pewnych powinności, które oboje względem siebie mają. Jeżeli nie żyjemy świadomie, to znaczy, że żyjemy automatycznie. Jak wtedy możemy doceniać to, co dostajemy od innych albo to, co dajemy drugiemu?

Raczej nie jest to możliwe.

Odbieramy więc sobie cos ważnego, co może pomagać nam doświadczać zadowolenia na co dzień.

Nie dziwmy się więc, że wspólne życie może nas bardzo frustrować.

Jeżeli nie zwracamy uwagi na to, co jest darem dla drugiej osoby lub od niej dla nas, tylko żyjemy powinnościami, obowiązkami, to powoli gorzkniejemy, popadamy w żądania i ich spełnianie i coraz bardziej tracimy miłość, szacunek do siebie i zadowolenie ze wspólnego życia…

Proponuję ci wyjście z tego koła, jeżeli w nie wpadłaś/wpadłeś.

Zacznij od tego, żeby sobie uświadomić:

Co wnosisz do twojego związku, rodziny na co dzień?

Co możesz docenić, z czego poczuć dumę z siebie, że pomagasz innym zaspokajać ich potrzeby?

Karmisz ich? Dbasz o to, by mieli co ubrać i by mieli czysto?

A może dajesz im swoja obecność, zapewniasz bezpieczeństwo finansowe?

Wysłuchujesz ich, pocieszasz, dajesz wsparcie? Dowartościowujesz ich okazując swoją wdzięczność za to co robią?

Okazujesz miłość, dajesz poczucie przynależności? A może jeszcze coś, czego nie wymieniłam?

Spisz teraz wszystko to, co dajesz swojemu związkowi, swojej rodzinie. I nie biegnij od razu z ta listą do partnera. Doceń to sam/sama i bądź z siebie dumna/dumny. Odrzuć wszelkie myśli krytyczne, które mogłyby ci w tym przeszkodzić i powodowałyby umniejszenie twoich zasług. Doceń to, jak dużo robisz dla innych a skoro tak się dzieje, to chyba masz ku temu powody. To dlaczego nie miałabyś/ nie miałbyś ucieszyć się z tego i robić te rzeczy z radością?

To jest twoja decyzja, to jest twój wybór. Tak wybierasz, bo masz ta moc. Uciesz się z tego i naprawdę to doceń.

A jeżeli przychodzi ci to z trudnością – to co mogło by ci w tym pomóc? Jakiej zmiany w swoim sposobie myślenie potrzebowałabyś/ potrzebowałbyś? Spisz swoje myśli teraz lub nagraj je na dyktafonie.

I tak już na zakończenie, zrobię małe podsumowanie:

Po co nam związki? Żebyśmy mogli liczyć na innych, że pomogą nam zaspokajać nasze potrzeby. Pomogą to magiczne słowo, bo oni nie są od tego. O tym powiem w kolejnym odcinku.

To w związkach czujemy, że jesteśmy kochani i kochamy, że przynależymy do kogoś i mamy korzenie, że nie jesteśmy sami, tylko jesteśmy częścią jakiejś większej wspólnoty.

Związki dają oparcie i poczucie bezpieczeństwa, że mamy na kogo liczyć nie tylko w trudnych momentach życia.

W bliskich związkach możemy dostać wysłuchanie, zrozumienie, wsparcie i dowartościowanie. Możemy dzielić się sobą i wymieniać emocjonalnie. Możemy realizować jeszcze wiele innych potrzeb, których tu nie wymieniłam.

Tylko czy wszystkie te potrzeby musimy realizować jedynie w partnerstwie, małżeństwie czy rodzinie?

Jakie to może mieć skutki, jeżeli będziemy mieć takie oczekiwania i próbować je w ten sposób zrealizować?

O tym będzie w następnym wpisie. Możesz też odsłuchać tego na Youtube w moim cyklu Poniedziałkowy kwadrans na refleksje o związkach.

Zapraszam cię do dzielenia się tam swoimi refleksjami, do zadawania mi pytań czy proponowania kolejnych tematów. Jeżeli chcesz skorzystać z mojego profesjonalnego wsparcia to zapraszam do kontaktu beata.kilian@onet.pl.

Zachęcam Cię również do wzięcia udziału w moich warsztatach online „Dobra komunikacja- kluczem do szczęścia w związku”.

Są one tak pomyślane, żeby wspierać w przekraczaniu własnych trudności i poprawianiu komfortu z życia z innymi.