„Ponieważ nie patrzymy do wewnątrz, mamy niewielkie pojęcie o tym, kim naprawdę jesteśmy” Cz.1 Co to jest System Wewnętrznej Rodziny i na czym polega różnorodność umysłu?

„Ponieważ nie patrzymy do wewnątrz, mamy niewielkie

pojęcie o tym, kim naprawdę jesteśmy”

R. Schwartz

Cz.1 Co to jest System Wewnętrznej Rodziny i na czym polega różnorodność umysłu?

 

SWR – System Wewnętrznej Rodziny to metoda stworzona przez dr. psychologii Richarda Schwartza specjalizującego się w systemowej terapii rodzin. Przeniósł on rozumienie procesów zachodzących w systemie rodzinnym na wnętrze człowieka i pokazał, że możemy rozumieć nasze funkcjonowanie podobnie do tego, jak rozumiemy to, co dzieje się w naszych zewnętrznych rodzinach. Członkowie rodziny tworzą system wzajemnych interakcji, uzupełniają się, zastępują, rywalizują ze sobą (uważając się za ważniejszych), próbują kontrolować innych. To samo dzieje się w naszym wnętrzu, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nasz system wewnętrzny zawsze dąży do równowagi a poszczególne części biorą na siebie zadania, żeby ta równowaga zaistniała. Jak to się dzieje i jak rozpoznać członków naszej wewnętrznej rodziny oraz czym, w takim razie, jest nasze JA napiszę poniżej.

To, co nazywamy myśleniem, jest często właśnie wewnętrznym dialogiem różnych części w nas. Np. myślimy: „jakaś część mnie chce kontynuować tę znajomość, ale z drugiej strony mam pewne obawy”. Stosując teorię SWR możemy to zrozumieć tak, że w sprawie czy kontynuować znajomość odzywają się w nas 2 różne części, jakby 2 różnych ludzi, z różną opinią, różnym doświadczeniem i różnym zadaniem dla naszego systemu.

Zadaniem pierwszej części może być dbanie o to, byśmy nigdy nie zostali sami, żeby inni nas lubili i żebyśmy zawsze mieli towarzystwo. Dlatego chce ona za wszelką cenę kontynuować tę znajomość, mimo że może się to nie podobać innej naszej części. Druga część, ta co nosi w sobie lęk, może mieć za zadanie chronić nas przed zranieniem ze strony innych ludzi i dlatego ma ona wątpliwości, co do znajomości, w której nie czujemy się dobrze i swobodnie.

Gdy zagłębimy się w sobie i pozwolimy naszym myślom płynąć, nie wiadomo, co z tego wyniknie, jaką decyzję podejmiemy. To będzie zależeć od tego, z którą częścią się zidentyfikujemy, tzn. uznamy ją za nasze JA i będziemy postępować zgodnie z jej intencją i zadaniem, które wypełnia ona dla naszego systemu.

Gdy druga część, ta, której nie uwzględniliśmy, będzie jednak odzywać się co jakiś czas w nas również, spowoduje to wewnętrzny chaos, bo ją także uznawać będziemy za swoje Ja. Możemy wtedy pomyśleć o sobie, że jesteśmy tacy chwiejni, czy niestabilni emocjonalnie, że powinniśmy być bardziej jednoznaczni, czy jacyś. To będzie głos krytyczny innej naszej części, której zadaniem może być np. dbanie o to, byśmy nie wyróżniali się z tłumu (czyli byli normalni, zrównoważeni) i dzięki temu nie narazili się na ostracyzm. Jej opinia o nas, będzie powodować w nas uczucia, które mogą zalać cały nasz system tak, że możemy nie czuć się ze sobą dobrze. Części mają takie możliwości. Gdy zalewają nas swoimi uczuciami tracimy dystans i nie widzimy, że to co przeżywamy, jest uczuciami i poglądami jednej z naszych części a nie całości nas.

W terapii SWR uznaje się więc, że wszyscy mamy części. Są to aspekty naszej osobowości, jakby takie nasze podosobowości, z którymi się rodzimy i które w ciągu naszego życia biorą na siebie zadania, wykonując je w momentach, które uznają za konieczne (pewne bodźce z naszego życia aktywują poszczególne części) Sposób, w jaki rozumiemy części określa to, jak się do nich odnosimy. Jeżeli widzimy je jedynie jako nabyte przekonania, czy przejściowe stany emocjonalne, to nie mamy żadnego powodu, żeby ich posłuchać i otworzyć na nie swoje serce. Jeżeli jednak uznamy, że są to autonomiczne osoby, łatwiej nam będzie wyjść im naprzeciw z ciekawością i współczuciem.

W podejściu SWR kładziemy nacisk na to, by zmienić stosunek do tego, co dzieje się w naszym wnętrzu, z podejścia, że coś mi przeszkadza i chcę się tego pozbyć, na podejście: „skoro czegoś doświadczam to ciekawi mnie to przeżycie”. Transformujemy uczucia nienawiści czy chęć pozbycia się jakiegoś doświadczenia – w ciekawość i współczucie. Przestajemy widzieć swoje przeżycia jako wrogów, których należy się pozbyć, a zaczynamy dostrzegać to, że są to nasze własne części, które o nas dbają, tak, jak potrafią i wykonują zadania dla dobra całego systemu. Jeżeli dowiemy się więcej o tych naszych częściach, to zobaczymy, jak ważne są te zadania, i jak dzięki nim, byliśmy i jesteśmy w stanie przetrwać jako całość. Gdy części poczują większą akceptację z naszej strony oraz mniejsze zagrożenie zaburzenia wewnętrznego porządku, którego pilnują, pozwalają sobie na transformację. Przestają być takie radykalne i reaktywne, co odbija się w naszym życiu większą równowagą i spokojem.

Co istotne to to, że nie możemy sobie narzucić nowego spojrzenia na siebie i zmusić siebie do zaciekawienia czy współczucia. To musi być prawdziwe i dzieje się wtedy, kiedy rzeczywiście uda nam się nawiązać relacje z częściami i wynegocjować z nimi więcej przestrzeni na nasze JA. Bo obok części, w naszym wnętrzu, istnieje coś, co nazywamy naszym prawdziwym JA. Czym w takim razie ono jest i jak je odróżnić od identyfikacji z częścią, która nas w jakimś momencie zalewa?

Części mają zawsze swoje zadania, które wykonują niestrudzenie dążąc do tego, co uważają za konieczne. Mają swoje poglądy i opinie na temat tego, co się powinno i jak. Są dość sztywne w tym, co robią. I tym właśnie odznaczają się od JA. JA jest siedzibą świadomości, która charakteryzuje się takimi jakościami jak: umiejętność patrzenia z różnych perspektyw, obecność, cierpliwość, ciekawość, współczucie, spokój, pewność siebie, odwaga, jasność-klarowność widzenia rzeczywistości, kreatywność, wytrwałość, poczucie humoru i poczucie połączenia. JA jest wewnętrzną instancją wyposażoną do tego, by być przywódcą naszej wewnętrznej rodziny, czyli wszystkich naszych części. JA uważa, że wszystkie części są mile widziane, bo są potrzebne i są NAMI. Jak mielibyśmy chcieć się ich pozbyć?

Każdy człowiek od urodzenia ma swoje JA, ale ze względu na różne przeżycia i okoliczności, może go zupełnie nie znać, a jedynie przenosić swoją identyfikację z jednej części na drugą, uważając ją za swoje Ja. Możemy to rozpoznać w odczuciu, że coś z nami jest nie tak, bo mamy takie różne, często sprzeczne uczucia i postawy. Nie możemy siebie zrozumieć, bo te skrajności uważamy za swoje Ja. Gdy poznajemy w trakcie terapii rzeczywiste JA, jest to niesamowite uczucie wolności i przestrzeni. Doświadczanie jakości, o których napisałam wyżej, to jakby odzyskanie mocy, sensu i radości życia. Czasem mamy takie spotkanie ze sobą w trakcie medytacji, modlitwy, czy pracy kreatywnej, gdy nie identyfikujemy się z niczym w sobie i potrafimy być jakby obok. To wspaniałe uczucie. Używając SWR pracujemy nad tym, by jak najwięcej energii JA było obecne w systemie i by części doświadczały przewodnictwa JA.

Dlaczego możemy mieć za mało dostępu do energii JA na co dzień? Gdy nastąpi jakaś sytuacja, która wyzwoli pojawienie się jakieś naszej części, bez naszej świadomości i przyzwolenia JA, emocje tej części zalewają nasz cały system. To są te chwile, kiedy wydaje nam się, że świat jest jednowymiarowy (czarny lu biały), to co przeżywamy nigdy się nie skończy i nie mamy na to wpływu. Dzieje się tak, ponieważ nasze JA zostaje tymczasowo przysłonięte przez uaktywnioną część i to do tego stopnia, że zapominamy, że w ogóle je mamy. Zaczynamy myśleć i postępować tak, jakby ta część była całością naszego ja, identyfikujemy się z nią. Tracąc dostęp do jakości JA, jaką jest umiejętność stawania z boku, nie możemy pomóc uaktywnionej części i doświadczamy po prostu skutków jej działania. Nie będzie się to podobać innym naszym częściom, które uaktywnią się w związku z tym i będą próbowały przywrócić równowagę do systemu. Możemy takie schematy powtarzać latami, bo części niełatwo rezygnują ze swoich utartych sposobów.

Pierwszym krokiem, w wypadku, gdy zalewają nas jakieś uczucia, jest właśnie uświadomienie sobie, że to co przeżywamy, jest doświadczeniem jednej z naszych części i że nasze JA (które jest czymś więcej niż częścią) może ją zobaczyć, wysłuchać i lepiej poznać. Prosimy tą części o odsunięcie się i zrobienie miejsca na JA i kontynuujemy budowanie z nią relacji.

Dzięki JA możemy mieć tzw, kontener na nasze przeżycia. Możemy je objąć, przyjąć i coś z nimi zrobić, żeby nasz wewnętrzny proces zadziewał się dalej. Proces skupiania się na części i poproszenia jej, żeby odsunęła się na bok możemy porównać do medytacji, w trakcie której oddzielamy się od swoich myśli, żeby je obserwować. Stajemy się po prostu ich świadkami zamiast identyfikować się z nimi.( Nie jestem swoimi myślami, nie jestem swoimi uczuciami) Różnica leży jednak w tym, że SWR uważa części za osoby i traktuje je podmiotowo. Gdy zobaczymy, że są kimś oddzielnym, że są naszymi podosobowościami, możemy poznać je bliżej, dowiedzieć się, jakie wykonują zadania, kiedy wzięły na swoje barki i przed czym nas chronią. Możemy też im pomóc, co właśnie dzieje się podczas terapii, żeby nie musiały być takie ekstremalne, ciężko pracujące i obciążone. Dzięki temu nasz system może działać lepiej i możemy mieć więcej tego, czego potrzebujemy. c.d.n.  

Dawcy i Biorcy a uzależnienie

Dawcy i Biorcy a uzależnienie

Zwykle zakładamy związki po to, aby realizować swoje potrzeby, zwłaszcza potrzebę więzi, wymiany emocjonalnej i miłości.

Ale co się staje, gdy ktoś od dzieciństwa nauczony jest przedkładać potrzeby innych ponad swoje własne?

Nie dorasta wtedy poznając i ucząc się siebie, tylko wręcz przeciwnie wypiera własne emocje, reakcje i obserwacje. Wszystko po to, żeby tylko nie okazać się egoistką/egoistą, czyli zasłużyć na miłość.

Podoba mi się takie stwierdzenie, że „współuzależnienie prowadzi do nasilającego się „nieistnienia””. Ponieważ człowiek nie dbając prawdziwie o siebie, rozwija fałszywe Ja, które ma za zadanie brać na siebie odpowiedzialność za zadowalanie innych i dbanie o ich szczęście.

Gdy pytasz taką osobę, co lubi, czym się interesują, co ją pochłania, nie umie odpowiedzieć. Skąd ma wiedzieć, jeżeli siebie nie zna…

Oczywiście dbając o innych taka osoba ma oczekiwanie wzajemności, czyli takiego samego postępowania.

Chce, żeby inni domyślali się czego potrzebuje i to jej dawali. Ale jak wiemy, w życiu dzieje się zwykle inaczej.

Tzw. ”dawcy” (czyli osoby, które chętnie dają i zwykle tylko o to dbają, by innym dogodzić) przyciągają w naturalny sposób do siebie „biorców” (czyli tych, którzy uważają, że im się to dbanie przez innych należy)

W naszej patriarchalnej kulturze „dawcami” są zwykle kobiety, a „biorcami” mężczyźni, zwłaszcza Ci, którzy w swojej niedojrzałości sięgają po używki i w rezultacie się uzależniają.

Jeżeli kobieta nauczona rezygnacji z siebie, tzw. matka-Polka trafi na partnera, który będzie wykorzystywał jej gotowość do dawania, to oboje stworzą związek, w którym będzie bardzo nierówny wkład własny.

Jedna osoba będzie dawać więcej niż druga i oboje będą to uważać za normę.

Kobiety-dawcy czerpią oczywiście korzyści z tego przeciążania się i zwykle powielają rolę swoich matek.

Społeczeństwo również wspiera tą nierówność wynosząc matkę-Polkę na piedestał i oczekując kontynuowania tej niesprawiedliwości. Nazywa się to wartościami konserwatywnymi.

Tylko czy kobiety żyjące w taki sposób, kontynuujące ten nierówny podział, zaniedbujące siebie i swoje potrzeby, nie rozwijające się, nie posiadające hobby, to kobiety szczęśliwe?

Jeżeli nie znasz siebie, jesteś zależna od innych, od ich widzi mi się.

Dadzą Ci to, czego potrzebujesz lub nie.

Jeżeli nie jesteś szczęśliwa, to czas, żeby o sobie pomyśleć…

Może to wzbudzać emocje, co napiszę, ale osoby żyjące w związkach z uzależnionymi współuczestniczą w destrukcji, która się wydarza w tych związkach, rodzinach.

Bliscy uzależnionego nieświadomie używają psychologicznych mechanizmów obronnych, tj: zaprzeczanie, minimalizowanie, usprawiedliwianie, do tego, żeby nie widzieć problemu lub jemu zaprzeczać. Przez to dają informację partnerowi, że problemu nie ma lub że jest tylko przejściowy.

Wstydzą się tego, co robi osoba uzależniona, próbują ją dyscyplinować i biorą na siebie kolejne odpowiedzialności, żeby rekompensować straty, wynikające z nieodpowiedzialności partnera.

Przystosowują się do sytuacji jak żaba, którą można ugotować, jeśli włoży się ją do wody i zacznie stopniowo podnosić temperaturę. Żaba nie wyskoczy, ponieważ granica jej tolerancji na ciepło przesuwa się stopniowo wraz z podnoszeniem się temperatury wody.

Tak samo dzieje się w rodzinie z uzależnieniem, czy przemocą.

Partner/ka osoby uzależnionej czy „przemocowej” burząc się początkowo na zachowania męża/żony stopniowo jednak przystosowuje się do nich. Zmienia swoje zachowania, bardziej się stara, czegoś unika, zadowala, ulega lub robi nic nie zmieniające awantury. Wszystko jednak po to, by wytrwać, by dać radę. Nazywamy to współuzależnieniem i chociaż nie jest to choroba, zwykle potrzebne jest psychologicznie leczenie lub przynajmniej wsparcie, by z tego wyjść.

Najważniejszą cechą rodziny w której występuje uzależnienie i współuzależnienie jest niesprawiedliwy rozkład odpowiedzialności. Partner os. uzależnionej bierze na siebie znacznie więcej, niż druga osoba, a i ten zakres odpowiedzialności zwiększa się z upływem czasu. Jedna osoba jest przeciążona, podczas gdy druga dostaje informację: „Jest ok. Poradzę sobie z tym, co na mnie zrzucasz. Możesz dalej, jestem silna”

Zastanów się, ile obowiązków związanych z funkcjonowaniem Twojego związku, rodziny należy do Ciebie, a ile do partnera?

Czy według Ciebie podział jest sprawiedliwy?

W jaki sposób usprawiedliwiasz przed sobą, czy innymi obecną sytuację domową?

Czy chcesz jakiejś zmiany i co robisz, żeby ona nastąpiła?

Jeżeli odpowiesz uczciwie na te pytania i stwierdzisz, że tak dłużej być nie może, poszukaj wsparcia. Przełam tabu, wyjdź z postawy samowystarczalności i wytrzymywania. Siła nie polega tylko na wytrzymywaniu, ale także na podejmowaniu zmian. Nie daj się ugotować. Sięgnij po wsparcie i pomoc.

Każdy człowiek w jakimś momencie swojego życia potrzebuje pomocy innych. Nie ma się czego wstydzić.

Układ uzależniony – współuzależniona jest jak układ naczyń połączonych. Zachowanie jednego wpływa na drugie i odwrotnie.

„On jest dobrym człowiekiem, dobrym fachowcem, kocha dzieci. Tylko, żeby nie pił/nie brał/tyle nie pracował/tak się nie denerwował/…(wstaw swoje). Wszystko by się ułożyło. Jak mu pomóc? Próbowałam już wielu metod, ale nic nie działa. Co jeszcze mogę zrobić?”

Takie zdania słyszę w swojej pracy bardzo często. Znamy takie osoby, które wytrzymują wiele w małżeństwie, związku, bo ciągle żyją nadzieją na zmianę. „Przecież bywają dobre okresy – mówią na swoje usprawiedliwienie. Czy można tak przekreślać wszystkie wspólne lata?”

To pytanie nie do mnie, ale do osoby zainteresowanej, do współuzależnionej. Jeżeli traktujemy alkoholika, agresora, czy pracoholika, jak niegrzeczne dziecko, które robi nam na złość, to możemy nadal trzymać się nadziei, że wszystko będzie dobrze, że on/a się opamięta, dojrzeje. Tak można spędzić całe życie czekając i znosząc coraz więcej. Nawet kilkadziesiąt lat. Znam wiele takich przypadków.

Oczywiście z czasem, gdy już się nie da wytrzymać, można uciec do rodziców.

Ale czy to coś daje? Przecież i tak się wraca… z kolejną nadzieją, bo on przeprosił i obiecał poprawę. I tak w kółko. Aby wytrzymać…

Uzależniony/agresor, gdy grunt pali mu się pod nogami, jest w stanie wszystko powiedzieć, żeby tylko nic się nie zmieniło, żeby nie musiał ponieść konsekwencji i poczuć, że naprawdę jest źle.

A osoba współuzależniona chętnie uwierzy, bo trudno jej zaakceptować, że uzależnienie to poważna sprawa i wymaga radykalnych kroków. Żadne kosmetyczne zmiany, niczego tak naprawdę nie spowodują, żadne obiecanki czy piękne słówka.

Dlatego łatwiej pocieszać się myślą, że to nic takiego, minie, tylko trzeba dać szansę, kolejną szansę. Ile tych szans wystarczy, żeby się obudzić i wreszcie powiedzieć nie?

Czy warto dawać szansę osobie uzależnionej i wierzyć, że sama się zmieni, bez terapii?

Każdy, kto zna temat, powie, że nie.

Bywają wyjątki, ale gdyby na nie nie czekać, można by było oszczędzić sobie wiele lat cierpienia.

Nie czekaj dłużej na cud i zobacz, że możesz zmienić swoje życie, jeżeli poszukasz wsparcia. Nawet słonia można zjeść, tylko po kawałku….

 

 

 

Czym jest uzależnienie, jak je rozpoznać i co z tym zrobić?

Czym jest uzależnienie, jak je rozpoznać i co z tym zrobić?

Każdy człowiek chce się czuć dobrze i do tego dąży. Żeby zadbać o swój dobrostan musimy zaspokajać swoje potrzeby. Czasami robimy to jednak szkodząc sobie i innym, gdy oczekujemy, że jedna czynność lub substancja da nam ukojenie. 

Potrzeby są różnorodne, więc nasze życie kręci się wokół czynności, które mają nam dać zaspokojenie. Ale co się dzieje, gdy z jakiegoś powodu naszą główną potrzebą staje się „ucieczka od cierpienia”, a inne potrzeby nie są już takie istotne? Nasze życie podporządkowuje się wówczas zdobywaniu tego, co nas od tego cierpienia odgrodzi, co nas w pewnym sensie pocieszy i spowoduje, że poczujemy się lepiej. Im częściej będziemy stosować ten cudowny środek lub kilka naprzemiennych, tym bardziej będziemy go/ich potrzebować na co dzień. W konsekwencji zaniedbamy inne ważne wartości, przestaniemy dostrzegać najbliższych, albo zaniedbamy zdrowie. Wszystko, żeby tylko nie czuć…

Kim jest osoba uzależniona?

Człowiekiem cierpiącym, który nie ma odwagi, czy innych zasobów, do zmierzenia się ze swoimi demonami, ze swoimi przeżyciami. Zwykle dość długo temu zaprzecza (co wynika z psychologicznych mechanizmów uzależnienia) próbując walczyć i kontrolować swoje zachowania. Chce udowodnić sobie i innym, że nie jest jeszcze tak źle, że przecież wciąż ma to, czy tamto, że może przestać….

Aż w końcu jest tak źle, że dłużej się nie da udawać i trzeba uznać, że pomoc jest potrzebna. Jak mówią w AA (ruch Anonimowych Alkoholików) osiąga się swoje dno, od którego można się odbić, jeżeli się podejmie taką decyzję.

Uzależnienia są różne.

Czy jak widzimy osobę, która dużo pracuje, żeby zarobić na rodzinę, stara się wykonywać swoją pracę jak najlepiej, nigdy sobie nie odpuszcza, daje siebie wszystko, to uważamy, że ona ma problemy ze sobą?

Albo gdy widzimy matkę, której aktywnością życiową jest prowadzenie domu i opieka nad dziećmi (często łączy to również z pracą zawodową) i która nigdy nie ma czasu dla siebie, nie siądzie, nie skupi się na rozmówcy, bo w tym czasie zajmuje się tysiącem innych spraw, to pomyślimy, że coś z nią jest nie tak? Raczej nie. Społeczeństwo pochwala takie zaangażowanie w pracę, w dom, takie poświęcenie.

Jednak osoba, która właśnie w taki sposób żyje, żeby funkcjonować potrzebuje łapać oddech, jak tonący człowiek.

Dla niej napić się wina, zrobić sobie drinka, czy zapalić marihuanę, żeby się odstresować, to jak wziąć oddech ponad taflą wody.

Oddech, który jest koniecznością, żeby przetrwać i niczego nie zmieniać. Przecież nie można być ciągle na obrotach, trzeba się jakoś odstresować.

Można wywołać awanturę, pokrzyczeć na dzieci czy małżonka i to też pomaga poczuć się lepiej.

Można też dążąc do perfekcji jeszcze pomagać innym, aż do wyczerpania. A potem gdy nie jest w stanie zasnąć trzeba wziąć tabletkę, żeby uciec od siebie, od cierpienia..

Życie w dużym stresie przez wiele godzin powoduje, że układ nerwowy jest przeciążony. Nie jest łatwo się uspokoić. Równowaga ciągle jest naruszona. Dlatego nietrudno uzależnić się od substancji oferujących szybkie ukojenie i potrzebować ich jak oddychania.

Powstaje uzależnienie.

Czy można stwierdzić, że jakieś jest lepsze od drugiego?

Nie, bo każde uzależnienie prowadzi do destrukcji.

Jakie konsekwencje ponosi osoba, która nadużywa substancji zmieniających świadomość, albo wpada w tryby uzależnienia behawioralnego (uzależnienie od zachowań nałogowych)?

Po pierwsze nie rozpoznaje ona żadnych negatywnych skutków swoich zachowań, co jest jednym z objawów uzależnienia i przez to nie ma hamulców, które by ją zatrzymały w porę. Doprowadza więc swój organizm do poważnych schorzeń lub nawet do wyniszczenia a także do ogromnych problemów relacyjnych.

Dla pracoholików będzie to przede wszystkim wypalenie zawodowe i poważny stan depresyjny.

Dla alkoholików czy narkomanów (mam tu na myśl osoby uzależnione również od leków) choroby degradacyjne tj.: padaczka, psychozy, polineuropatia, marskość wątroby oraz przewlekłe stany chorobowe tj.: nadciśnienie, problemy żołądkowe, problemy ze snem itd.

Dla hazardzistów – problemy finansowe, rodzinne przeradzające się w stany depresyjne i samobójstwa.

Dla seksoholików – choroby weneryczne, rozpady związków i rodzin.

Po drugie, skoro nie można się zatrzymać samemu, doprowadza się do tego, że bliscy, również cierpiący z powodu uzależnienia osoby chorej, ponosząc konsekwencje jej zachowań, zaczynają interweniować i się burzyć. Podejmują różne kroki zaradcze: tłumaczą, robią awantury, utrudniają dostęp do substancji, kontrolują.

Związek, rodzina się zaburza stopniowo coraz bardziej próbując przystosować się do chaosu, jaki wprowadza osoba uzależniona.

Cierpią wszyscy, bo nie potrafią znaleźć rozwiązania i wyjść z matni, w której są.

Po czym więc można poznać, że ktoś jest osobą uzależnioną?

Musi ona spełniać pewne kryteria, czyli mieć objawy. Bo uzależnienie jest chorobą. Można powiedzieć, że jest to choroba, która obejmuje wszystkie poziomy życia człowieka. Wyraża się w ciele (zmiany w mózgu i innych organach), w emocjonalności człowieka (psychologiczne mechanizmy uzależnień) oraz w wymiarze duchowym (traktowanie wartości). Dlatego leczenie powinno obejmować te 3 wymiary.

Jeżeli chcesz sprawdzić, czy temat uzależnienia Ciebie dotyczy, zrób krótki test. Żeby wyniki były wiarygodne nie możesz używać zdań, które minimalizują lub usprawiedliwiają Twoje zachowania:

  • Czy w Twoim życiu miały miejsce takie okresy, kiedy odczuwałeś/aś konieczność ograniczenia swojego picia/brania/pracowania… (tu wstaw substancję lub zachowanie, które Cię niepokoi) i/lub to ograniczenia robiłaś/łeś?
  • Czy zdarzyło się, że osoby z otoczenia denerwowały Cię lub irytowały, swoimi uwagami na temat Twojego picia/brania/pracowania…(komentowały krytycznie Twój sposób używania substancji czy Twoje zachowanie)?
  • Czy zdarzało się, że odczuwałeś/aś wyrzuty sumienia, poczucie winy, lub wstyd z powodu swego picia/brania/pracowania…?
  • Czy zdarzało Ci się, że rano po przebudzeniu pierwszą rzeczą było wypicie alkoholu/wzięcie leku dla „uspokojenia nerwów” lub „postawienia na nogi”? Dla pewności przeczytaj te pytania jeszcze raz i odrzucając wszelkie usprawiedliwienia, tłumaczenia się lub obrony, odpowiedz sobie, będąc najbardziej szczerą/szczerym, w jakim stopniu one Cię dotyczą. Oczywiście im więcej odpowiedzi twierdzących, tym większe jest prawdopodobieństwo uzależnienia. Żeby mieć pewność najlepiej zgłosić się do specjalisty terapii uzależnień.

Jeżeli zaś jesteś osobą, której bliski nadużywa alkoholu lub innych substancji/zachowań Tobie też potrzebne jest wsparcie.

Najważniejsze jest przerwanie zmowy milczenia i ujawnienie swoich niepokojów.

Przyznanie się do problemu i poszukanie pomocy dla siebie i dla rodziny jest pierwszym krokiem ku wyjściu z tej trudnej sytuacji.

Osoby żyjące w związkach z uzależnionymi współuczestniczą w tworzenia problemów związanych z uzależnieniem osoby chorej. Ponoszą też tego ogromne konsekwencje. Boją się ujawniać problem uzależnienia, bo kieruje nimi uczucie wstydu.

Jeżeli odnajdujesz się w tym, co przed chwilą przeczytałaś/przeczytałeś – nie czekaj, zgłoś się po poradę. Oferuję Ci swoje wsparcie lub poszukaj go w najbliższym Ośrodku Leczenia Uzależnień.

To nie wstyd prosić o pomoc, bo każdy z nas jej potrzebuje i na nią zasługuje.

 

„Zadowalacz” innych – jak powstaje taki aspekt w nas i jak sobie radzić?

Na pewno znasz osoby, albo sam/a nią jesteś, których głównym założeniem w kontakcie z inną osobą jest spowodowanie, że ten drugi będzie zadowolony.

 Taka osoba odczuwać będzie satysfakcję i uważać się za wartościową, gdy sprawi, że ktoś drugi poczuje się dobrze.

Branie na siebie zadania, jakim jest uszczęśliwianie innych i działanie w kierunku zaspokajania ich potrzeb, jest jednak bardzo obciążające.

Czy możemy być autentyczni, korzystać z prawa do czucia się lub funkcjonowania gorzej, mniej sprawnie, potrzebowania czegoś od innych? Nie bardzo.

Albo precyzyjnie mówiąc będziemy tego oczekiwać, ale nie przyznamy się innym. Bo przecież moim zadaniem jest służyć innym a nie ich obciążać.

Gdy rodzice chwalą dziecko za spełnienie ich oczekiwań, dziecko uczy się, że jest ważne, wartościowe, gdy jest jakieś, tzn. takie, jakiego życzą sobie rodzice.

Tak np. dzieje się w rodzinie tzw. „alkoholowej”. Cała uwaga rodziny przeniesiona jest na osobę nadużywającą alkoholu i sprawiającą najwięcej problemów. Dla dzieci nie ma wtedy wystarczającej uwagi. Jest tylko oczekiwanie, że zrobią coś, co poprawi sytuację, albo przynajmniej jej nie pogorszy.

To oczekiwanie nie musi być wyartykułowane a i tak dziecko wie, co poprawi humor mamie czy tacie.

Nadmierna krytyka ze strony opiekunów może również motywować dziecko do starania się, by rodzicom zainponować, zasłużyć na ich pochwałę. Nie dzieje się to tylko w rodzinach tzw. „alkoholowych”, ale w takich, w których jest dużo emocjonalnej przemocy.

W tego typu rodzinach nie można jednak liczyć na pochwałę, bo sednem jest krytyka i okazywanie niezadowolenia.

Dziecko, a potem dorosły, nie potrafi już inaczej funkcjonować, jak tylko starać się co sił, żeby sprawić, że inni poczują się szczęśliwi. Bo ile można wytrzymać w sytuacji, gdy wydaje się, że ciągle jest tylko źle.

Jako pracownik taki „zadowalacz” może być bardzo ceniony: zawsze się wyrabia, bierze na siebie każdy zlecony obowiązek, nigdy nie odmawia. Jednak z czasem przynosi to dla niego negatywne efekty w postaci, wypalenia zawodowego, epizodów depresji, czy po prostu poczucia braku satysfakcji z życia. Wtedy firma stara się go zastąpić a on zostaje z niczym.

Wiele z tych osób to klasyczne DDA (dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych – alkoholowych) biorące na się więcej niż są w stanie unieść. W końcu właśnie tego nauczyły się w dzieciństwie.

Osoby współuzależnione i DDA dziedziczą również system przekonań, który bardzo łatwo trzyma je w szponach zadowalania innych. Bo przecież „dbanie o siebie to przejaw egoizmu”. Proszenie o pomoc to przyznawanie się, że coś jest nie tak, a wiadomo, że „brudy pierze się w domu” i to po prostu byłby kolejny wstyd. Ważne jest również przekonanie, że „musze dać radę” . Ale robię to jako przymus, bo nie umiem dbać o siebie i mierzyć siły na zamiary.

Opór w dbaniu o siebie bierze się z doświadczeń bycia zaniedbanym emocjonalnie przez rodziców w dzieciństwie. Dziecko, które nie dostaje zaspokojenia potrzeb w wystarczającym stopniu, musi szukać sposobów, by przetrwać. Stąd wynika m. in. przesadna chęć dbania o innych. I chodzi też o to, żeby nie być takim jak Matka, czy ojciec.

Jak osłabić przymus bycia „zadowalaczem” innych osób?

Po pierwsze uświadom sobie, że „zadowalacz” to jest tylko jeden aspekt Ciebie.

Każdy z nas ma wiele aspektów, takich jakby części, które zachowują się w określony sposób, posiadają własny system przekonań, określone wzorce zachowań i reakcji oraz wykonują określone zadania, żeby służyć całości Ciebie.

Jeżeli popatrzysz w taki sposób na siebie zrozumiesz, że czasami zachowujesz się w pewien sposób, np. jesteś racjonalna/racjonalny, a innym razem porywają Cię emocje i zachowujesz się zupełnie inaczej. To tak, jakby rządziła wtedy Tobą inna osobowość. I to nazywam określoną Częścią lub Aspektem (w przeciwieństwie do Całości Ciebie).

„Zadowalacz” to część Ciebie, która kiedyś powstała w odpowiedzi na to, co Cię spotkało w życiu. Ten aspekt miał za zadanie pomóc Ci w jakiejś trudnej sytuacji. A jak już powstał, zaczął pomagać w sytuacjach podobnych do tego pierwowzoru. Zaczął żyć własnym życiem bez Twojej świadomej kontroli.

Zatem spróbuj teraz zatrzymać się na tej części, którą nazywam „Zadowalaczem” i ją sobie wyobraź.

To taka część Ciebie, której bardzo zależy na tym, by inni, z którymi przebywasz, byli szczęśliwi i Cię lubili, nieprawdaż?

Może ciekawi Cię dlaczego jej na tym tak zależy?

Żebyś odpowiedział/a sobie na to i inne pytania zatrzymaj się na chwilę i pooddychaj.

Uspokój umysł.

Postaraj się wyodrębnić z siebie tę część, jakby była rzeczywiście kimś oddzielnym, oddzielną osobą. Daj sobie na to tyle czasu, ile potrzebujesz…

Popatrz na nią z boku:

-kim ona jest?

– jak wygląda?

– jak przejawia się w Twoim ciele, jak jej doświadczasz?

(…)

Daj jej znać, że jesteś jej świadoma/świadomy.

Przywitaj się z nią, jakby była nowo poznaną osobą: „Hej, widzę Cię i chętnie Cię poznam bliżej” .

Wzbudź w sobie ciekawość i otwartość. Odsuń wszelkie wątpliwości czy niechęć.

Czy już widzisz ją wyraźnie?

Czy też po prostu masz świadomość, że ona jest?

A ona, czy wie, że Ty jesteś obok, że na nią patrzysz? Że jesteś dorosła/dorosły? Że ją przyjmujesz?

Jeżeli tak, to teraz delikatnie zadaj jej pytanie i posłuchaj odpowiedzi, która nadejdzie:

-Co by się stało, gdybyś przestała mi pomagać?

-Przed czym mnie chronisz lub co mi dajesz?

(…)

Przez chwile pobądź w ciszy i otwórz się na odpowiedź. (możesz wracać do powyższych pytań i nasłuchiwać odpowiedzi przez pewien czas)

(…)

Podziękuj Części za odpowiedzi, których udzieliła. Sprawdź też co przeżywasz w związku z tym i daj jej znać, co Ty na to, co usłyszałaś/usłyszałeś.

Może pojawia Ci się refleksja, że ta część naprawdę ciężko pracuje, żeby Cię chronić. Może nawet poczułaś/poczułeś do niej wdzięczność?

Wyślij jej to, czego doświadczasz.

To jest pierwszy i najważniejszy krok jaki możesz zrobić. Budujesz świadomość tej części Ciebie po to, żeby uzyskać do niej  potrzebny Ci dystans, dystans życzliwości.

Od tej pory zauważaj w swoim życiu momenty, kiedy „Zadowalacz” wkracza do akcji i przejmuje władzę nad Tobą. Witaj się z nim wtedy wewnętrznie i dawaj mu znak, że go widzisz. To naprawdę dużo.

Jeżeli nawiążesz z nim głębszą relację, z czasem będziesz mogła/mógł poprosić go o odsunięcie się i zrobienie miejsca na Twoją autentyczną reakcję.

Jeżeli nadal będzie to trudne, może to znaczyć, że „Zadowalacz” potrzebuje więcej pracy nad odciążeniem go od jego nadmiernych zadań.

Możesz nad tym popracować korzystając z pomocy terapeuty zajmującego się SWR (IFS) czyli Systemem Wewnętrznej Rodziny.

Oferuję Ci również moje wsparcie w tej kwestii, żebyś mogła/mógł lepiej zarządzać swoimi aspektami. Pierwszy najważniejszy krok masz już za sobą.

 

 

Czy przeczekiwanie jest najlepszą strategią na kwarantannę?

Czy przeczekiwanie jest najlepszą strategią na kwarantannę?

W sytuacji powszechnego lęku, który wylewa się z internetu, gazet czy telewizji, naszym odruchem może być chęć zaszycia się w domu i przeczekania koszmaru. Do tego zachęcają również rządy wielu krajów. ”Zostań w domu” – zalecenie, które ma pomóc w opanowaniu epidemii. Ale to wymaganie może również wzmacniać w tobie tą tendencję do wycofania i przeczekania, o której wcześniej wspomniałam.

Czasem takie zachowanie jest dobre. Gdy szaleje burza na dworze – trzeba ją przeczekać, zanim się wyjdzie z domu. Ale ta obecna burza, związana z kwarantanną, nie wiadomo jak długo potrwa. Czy przeczekiwanie jej jest rozsądną decyzją…

Przeczekiwanie może być nawet pozornie przyjemne. Możesz robić, co chcesz i kiedy chcesz, ale… ale czy na pewno jesteś spokojna\wyluzowany. Czy może gdzieś w głębi ciebie czai się strach…

Każda sytuacja życiowa przynosi zmianę. Jedne większą inne mniejszą. Gdybyśmy podlegali tylko zmianom, nie bylibyśmy w stanie stworzyć nic stałego. Na szczęście oprócz zmian, mamy również w swoim życiu elementy trwałe. Oczywiście tak nam się tylko zdaje, bo nawet te elementy stałe są w ciągłym procesie, albo wzrostu albo umierania.

Taki jest cały nasz świat. Nic nie stoi  miejscu i nic nie czeka………….

Ale żebyśmy mogli czuć się bezpiecznie, staramy się widzieć nasz świat jako trwały, tak jak przedmioty nas otaczające widzimy jako ciała stałe. A one są przecież jedynie wibracją i ulegają ciągłym fluktuacjom. Wszystko jest przecież energią a energia nie zna bezruchu. Ciągle zmienia formę.

A więc stałość to też zmienność, ale odbywająca się tak powoli, że często nie widać jej naszym gołym okiem.

Można to zobrazować na przykładzie kwiatu . Co mamy na myśli mówiąc – kwiat….

Kiedy kwiat jest kwiatem….

Czy jak jest zamkniętym jeszcze pąkiem, czy jak się już rozwija…, czy może w momencie rozkwitu, ale którego dnia.., przecież kwiat rozkwita codziennie po trochu, aż do mementu w którym następuje przekwitanie i proces przechodzi w umieranie.

A więc właściwie można powiedzieć, że wszystko co żyje – równocześnie umiera.

To samo dotyczy nas. Jesteśmy w ciągłym procesie, jesteśmy procesem.

Często przychodzi do mnie para i jedno z nich, najczęściej kobieta mówi, że od dłuższego czasu wskazywała na potrzebę zmian, domagała się czegoś od partnera, o coś prosiła – bezskutecznie. Tak jakby druga osoba nie chciała tego widzieć, co się dzieje, aż nastąpiło pęknięcie.

Albo inna osoba mówi: „nic się złego nie działo, wszystko było dobrze aż tu nagle – on\a mnie zdradził\a. Nie rozumiem tego”

Aha, czyli coś było na tyle stałe dla jakiejś osoby, że nie widziała ona procesu zmiany, była głucha na to, na co wskazywał partner\partnerka. Ale to w rzeczywistości stałe nie było. Było procesem.

Bojąc się zmian trzymamy się stałości za wszelką cenę. Zamykamy oczy, żeby nie widzieć a potem  płacimy dużą cenę. Bo nagle okazuje się… a właściwie to, lepiej powiedzieć – zmiana zaszła już tak daleko, że nie da się jej już nie zauważyć.

Dlatego zachęcam Cię otwórz swoją percepcję na PRAWDĘ o świecie. Zacznij dostrzegać wszędzie proces.

Każdego dnia tworzymy TERAZ, dodajemy cegiełkę do JUTRA i rozstajemy się z tym, co było WCZORAJ.

Sytuacja w obecnym świecie, w dobie koronowirusa i kwarantanny pokazuje, jak wiele może się zmienić, w bardzo krótkim czasie. To, co uważaliśmy za stałe, zmieniło się. Straciliśmy naszą wolność, swobodę, niezależność. Wielu ludzi potraciło pieniądze, pracę, zdrowie.

Co w takim przypadku robić…jak sobie radzić….

Może warto popracować nad świadomą zmianą, nad zmianą siebie.

Bo zmiany mogą zachodzić albo niezależnie od nas i nas zaskakiwać albo być częścią naszego, własnego planu, który wdrażamy w życie.

Gdy świat zewnętrzny się zmienia – najlepszą reakcją jest OBSERWACJA.

Zobacz, gdy wchodzisz do nowego pomieszczenia, w nową sytuację – instynktownie się rozglądasz.

To jest bardzo ważna postawa. I nie ma ona nic wspólnego z przeczekiwaniem, bo w przeczekiwaniu zamyka się oczy i szuka jedynie końca zamieszania, które powstało poprzez zmianę. Skończyło się – uff, mogę więc odetchnąć.

Obserwacja zaś jest to zauważanie nowego, tego co się zmienia, widzenie zmiany jako nowych możliwości, które się pojawiają.

Gdy zauważasz nowe możliwości możesz zdecydować, czy się w nie angażujesz, czy nie. Możesz spróbować eksplorować nowe tereny, uczyć się i sprawdzać, czy to coś dla ciebie. Jak się tym zajmiesz, nie będzie mieć czasu na tworzenie myśli lękowych czy utrzymywaniu siebie w strachu.

Jeżeli nie jesteś w stanie, bo tak bardzo się boisz, bo tak cię już zmroziło – to zastosuj metodę małych kroczków. Zacznij tylko obserwować. Nic więcej.

Obserwuj przyrodę, zauważaj każdy nowy pąk, każdy nowy liść, każdy przekwitnięty kwiat. Zauważaj, co robią ptaki. Możesz to robić również z balkonu, albo podczas drogi do sklepu.

Następnym krokiem jest obserwacja siebie. Zatrzymaj się i zacznij obserwować swoje myśli.

Medytuj.

Zacznij pisać dziennik. Nagrywaj swoje przemyślenia. Ale co najważniejsze – nie przywiązuj się do nich. Pozwalaj im przemijać i zaciekawiaj się nowymi. W ten sposób świadomiej wejdziesz w proces życia. Wszystko się zmienia, ale niektóre rzeczy szybko a inne powoli.

Na czym więc możesz się oprzeć….

Właśnie na sobie i na swojej obserwacji. Na swojej możliwości decydowania i wyboru reakcji, na to co się wokół ciebie dzieje. Na umiejętności wspierania siebie i brania od innych.

Jeżeli tego nie umiesz…weź udział w jakichś zajęciach, które Cię tego nauczą. Jest teraz wiele opcji przez internet. Oczywiście oferuję Ci swój zindywidualizowany kurs: „Od lęku do wolności”, w którym przeprowadzę Cię przez zakamarki twojego myślenia i pomogę  w zmianie perspektywy. Zmiana myślenia to zmiana samopoczucia i w konsekwencji -zmiana zachowań. Możesz zmienić swoją nawykową reakcję i potraktować sytuację z koronawirusem i kwarantanną jako wyzwanie do rozwoju.

Wszystko zależy od ciebie, ale nie musisz być w tym sam\a. Najlepiej jak skorzystasz z profesjonalnej pomocy.

I na zakończenie: Zaufaj życiu, że przynosi Ci to, co dla ciebie najlepsze.

Czy to zauważysz i skorzystasz, zależy od ciebie. Zacznij więc obserwować i się rozglądać.

I bądź cierpliwa \ cierpliwy. Na wszystko przychodzi w życiu właściwy czas.

Możesz oczywiście potrzebować wsparcia, czy pomocy. Nie bój się o nie poprosić.

Jeśli chcesz skorzystać z moich konsultacji, skontaktuj się ze mną.

Jak radzić sobie z lękiem w czasach zarazy?

Jak radzić sobie z lękiem w czasach zarazy?

Czas kwarantanny jest czasem trudnym raczej dla większości ludzi. Przebywanie całej rodziny na małej przestrzeni, w izolacji od innych, może być źródłem zwiększonej frustracji a co za tym idzie większej ilości konfliktów. Jak sobie z tym radzić? Na to pytanie spróbuję dziś odpowiedzieć.

Zacznę od tego, jak bardzo obecne życie różni się od tego, którym żyliśmy przed kwarantanną.

Po pierwsze zmienił się rytm dnia. Jeżeli dzieci są w domu a nie w przedszkolu czy szkole, rodzice muszą organizować im czas, dbać o lekcje, co jest dodatkowym obowiązkiem. Wymaga to więc przebudowania przestrzeni domowej, przeorganizowania porządku dnia a często również włączenia do tego wszystkiego pracy zawodowej. Jak to wszystko pogodzić

Jak w każdej sytuacji stresowej, kiedy wyjdzie się już z szoku, następuje faza adaptacji. Człowiek koncentruje się na tym, by dać radę z nowymi wyzwaniami. To kosztuje energię. Jeżeli żyjemy na przydechu dłuższy czas (a dla każdego człowieka ten czas może być różnej długości) – w końcu się przeciążymy. Wtedy zaczniemy być bardziej nerwowi, wybuchowi i nieprzyjemni dla najbliższych.

Po drugie przebywając ze sobą prawie non-stop w tym samym domu, czy mieszkaniu, na tej samej przestrzeni, po pewnym czasie zaczynamy innych doświadczać jako intruzów. I nie ważne, jak bardzo ich kochamy. Brakuje nam własnego oddzielnego terytorium, przestrzeni do odpoczynku i oddechu. Nie możemy pobyć na osobności, żeby oderwać się od spraw domu, tyle ile do tej pory, lub tyle ile byśmy potrzebowali.

To pokazuje, jak bardzo człowiek nie może funkcjonować normalnie nie mając własnego świata, w który mógłby się zatopić. Dla jednym będzie to wyjście z psem, dla innych sport, kontakt z przyrodą, poczytanie książki czy wreszcie medytacja.

To naprawdę ważne, żeby zadbać o swoją przestrzeń, o dystans, o oddech.

Dlatego potraktuj ten obecny czas jako wyzwanie do zmian. Może pokazuje ci on, jak ważna jest umiejętność dbania o siebie i swoją przestrzeń, a może wskazuje ci, że musisz nauczyć się wyciszania i dbania o równowagę.

Zrób coś by wykorzystać tą szansę na nowe.

Jest to jeden ze sposobów walki z nadmiarowym lękiem.

Bo ten czas kwarantanny możemy rzeczywiście przeżywać z dużo większym poczucie zagrożenia, niż do tej pory. Możemy obawiać się zarówno o swoje zdrowie jak i o zdrowie bliskich. Przecież niewiele tak naprawdę wiadomo o COVID-19, a z telewizji i internetu zalewa nas wiele niepokojących informacji.

Do tego więcej lęku mamy też o nasze dochody i stabilizację finansową. Ekonomia światowa już zareagowała bardzo mocno na sytuację z pandemią, pokazując pierwsze sygnały nadchodzącej recesji. Nie chcę negatywnie gdybać o tym, co nas czeka, bo to jeden z mechanizmów lękowych. Wyobrażamy sobie, co strasznego może się nam wydarzyć a potem się tego boimy. Takie „czarnowidztwo” w tym momencie jest bardzo niewskazane. Właściwie w każdym momencie J

Uczuciu lęku dotyczy przyszłości, dlatego jeżeli o niej myślimy i wyobrażamy sobie, co złego nas w niej spotka nasz lęk tylko rośnie. Lęk jest bardzo związany z myśleniem i dlatego, jeżeli chcesz panować nad lękiem – musisz się nauczyć panować nad myślami. To można zrobić.

W odróżnieniu od lęku- strach jest uczuciem biologicznym, jest instynktowną reakcją na realne zagrożenie.

Mamy 3 automatyczne rodzaje reakcji pod wpływem strachu: ucieczka, walka lub zamrożenie się (czyli zablokowanie przeżywania, nazwę to takim przydechem)

Te trzy reakcje są reakcjami instynktownymi, zwierzęcymi i służą naszemu przetrwanianiu. Zanim pomyślimy, już jesteśmy w którejś z tych reakcji, bo one działają automatycznie, bez udziału świadomości.

Świadomie możemy jednak z nich wyjść. Zrobić coś, co pomoże nam wybrać inny rodzaj reakcji, na dana sytuację.

Strach występuje w życiu w sytuacjach prawdziwego zagrożenia życia i zdrowia. Np. lekarz czy pielęgniarka bojąc się zarażenia jakąś chorobą, ubiera np. rękawice ochronne czy inne akcesoria. Ma on/ona rzeczywiste zagrożenie, bo przebywa w pracy z zakażonymi, chorymi ludźmi, którzy mogą ją- jego zarazić . Jej/jego stanowisko pracy jest po prostu niebezpieczne.

Tak samo np.: dekarz, który pracuje na wysokości. Ma strach i dzięki temu używa lin zabezpieczających czy innych akcesoriów, żeby ograniczyć możliwość wypadku.

Jeżeli ze strachu w obecnych czasach myjemy częściej ręce, odkażamy przedmioty, nie idziemy niepotrzebnie do szpitala, itp. to jest to adekwatne zachowanie pod wpływem strachu. Chronimy się.

Lęk natomiast jest uczuciem bardziej skomplikowanym. Wynika z połączenia strachu z doświadczeniem bólowym z przeszłości i jak już wspomniałam wcześniej, jest bardzo związany z myśleniem .

Lęk to rodzaj skurczu w ciele wywołanego strachem przed bólem, czyli powtórzeniem czegoś, co już kiedyś się zadziało.

Skurcz ten jeżeli nie został dostatecznie zaopiekowany i przez to rozluźniony, teraz włącza się automatycznie w sytuacjach, które człowiek zinterpretował jako zagrożenie.

Jeszcze raz to powtórzę: Lęk to reakcja na skojarzenie bólu, którego doświadczyliśmy my, ale co ciekawe również może dotyczyć naszych przodków ( ten ból naszych przodków może być zapisany w naszej pamięci nieświadomej i – lub komórkowej)

Wytłumaczę to na przykładzie osoby, która np. w dzieciństwie doświadczyła biedy, okresowego głodu czy braku pieniędzy na podstawowe potrzeby. Przeżyła ona bardzo nieprzyjemną sytuację lub wiele sytuacji przez jakiś czas i teraz najbardziej na świecie boi się biedy.

W przypadku tej kobiety bólem było doświadczenie okresowego głodu i braku pieniędzy w dzieciństwie, ale bólem może być też jakiekolwiek inne, trudne doświadczenie np.: ciężka choroby, przemoc fizyczna czy psychiczna, utrata bliskiej osoby i wiele innych.

W przypadku, gdy osoba boi się głodu a nigdy go wcześniej nie doświadczyła, może właśnie chodzić o pamięć przodków. (może ich wojenne lub po wojenne doświadczeni)

Zastanówmy się teraz, jak to się wszystko ma do Twojej obecnej sytuacji?

Jeżeli masz silny lęk, dużo myśli katastroficznych, trudno ci znajdować dobre strony obecnej sytuacji a czasem i normalnie działać, to znaczy, że zalała Cię fala lęku i reagujesz nadmiarowo.

Koniecznie wyłącz się ze wszystkich informacji z massmediów, które podsycają twój lęk. Pamiętaj, że telewizje i gazety żyją z emocji i dlatego je podbijają, ile mogą. Czemu nie trąbią o innych tragediach, który więcej ludzi na Ziemi umiera, jak np. głód, rak czy grypa. Te tematy nie są teraz tak dobre, na sprzedaż.

Jak chcesz się uspokoić czytaj/oglądaj jedynie wypowiedzi naukowców epidemiologów, które mogą przywrócić ci racjonalne myślenie, bo opierają się na faktach czy liczbach.

Nie karm swojego lęku niepotrzebnie.

Zrób ten pierwszy krok ku równowadze.

W tym momencie wrócę do tego, co powiedziałam na początku. Lęk jest związany bardzo z myśleniem i to myśleniem dotyczącym przyszłości. Tzw. „czarnowidztwo” to widzenie tylko złych aspektów przyszłości i tworzenie negatywnych scenariuszy tego, co według nas się zadzieje. Wtedy mamy bardzo dobre powody, żeby się bać.

Jeżeli nie mamy nadziei na pozytywną zmianę, nie widzimy pozytywnych, rozwojowych możliwości obecnej trudnej sytuacji, nie doceniamy tego, co jest, co właśnie teraz mamy – nie przestaniemy się bać.

Każda nowa sytuacja jest dla człowieka wyzwaniem. Spróbuj znaleźć w niej elementy rozwojowe. Może ta sytuacja ma cię czegoś nauczyć, pokazać ci coś zupełnie nowego na twój temat, albo ukazać ci twoich najbliższych z innej strony.

Może potrzebujesz nauczyć się czegoś nowego, czego do tej pory się nie nauczyłaś \nie nauczyłeś, a co byłoby przydatne w tej sytuacji.

Jeżeli będziesz się skupiać na tym, czego się boisz i jedynie od tego uciekać – ta sytuacja będzie dla ciebie trudna i w konsekwencji nic ci nie da. Przetrwasz. ok, ale bardzo się wyczerpiesz energetycznie.

Ale jeśli skorzystasz i podejmiesz to wyzwanie, jakie przed tobą stawia twoja realność – możesz zyskać bardzo wiele.

Może nauczysz się czegoś nowego.

Może pobudzi się twoja kreatywność, albo znajdziesz zupełnie nowe spojrzenie na jakąś sprawę.

Skorzystaj z jakichś nowych, rozwojowych zajęć: naucz się relaksować oddechem, doświadcz uważności czy innych strategii radzenia sobie ze stresem.

Ćwicz fizycznie i zadbaj o swoją sferę prywatną, sferę odpoczynku.

Spróbuj czegoś, czego do tej pory nie robiłaś\ nie robiłeś.

Jeszcze raz powtórzę: nowa sytuacja wymaga nowych rozwiązań.

Jeżeli chcesz możesz również skorzystać z mojego wsparcia, z konsultacji na ten temat lub kursu mailowego, który oferuję pt: „Od lęku do wolności”. Możesz nauczyć się w nim m. in. radzenia sobie z myślami lękowymi, wspierania siebie, opiekowania się swoim lękiem, budowania i korzystania z sieci wsparcia. Możesz zapanować nad swoimi nawykami nakręcania lęku i zbudować w sobie siłę do zmian. Więcej informacji znajdziesz na stronie www.(cyfra)3wymiary.com

Nie bądź bezradna – bezradny. Zrób to, co zależy od ciebie a odzyskasz moc i wolność.

I na zakończenie: Odniosę się jeszcze do bycia w związku. Dobra relacja z bliskim człowiekiem daje zwykle duże oparcie i jest jednym z filarów poczucia bezpieczeństwa. Jednak w sytuacji silnego lęku może powodować dziecięcą reakcję przylgnięcia do kogoś, kogo widzimy jako silniejszego. To może być bardzo obciążające dla związku i rodzić poczucie obezwładnienia u partnera. Przesadny lęk – to zwykle przesadna kontrola i zbyt duże oczekiwania, które nakładamy na drugą osobę.

Jeżeli się boisz, to Ty musisz zaopiekować się swoim lękiem. Partner może cię w tym jedynie wspierać.

Znajdź dla siebie coś, co ci w tym pomoże. Teraz jest wiele możliwości, również przez internet.

Życzę ci wytrwałości i trzymam kciuki za twój pierwszy krok ku zmianie.